sobota, 29 kwietnia 2017

Część II: Pompowe plusy

Mamy pompę!!! Mam mieszane uczucia, ale plusów jest sporo. Już dziś nie wróciłabym do penów z własnej woli. Choć z natury mam ograniczone zaufanie do urządzeń "myślących za mnie", i to jest chyba mój największy problem.

Przede wszystkim wykres glikemii Zosi. Na penach mieścił się prawie cały w przedziale (50, 250), w tej chwili jest to przedział (70, 180). No i prawie zupełnie zniknęły długotrwałe tendencje pionowe. Cukrowe Mont Everesty zamieniły się w małe pagórki. Jestem tym zachwycona! Możliwość zmiany bazy w każdej chwili, możliwość zaaplikowania nawet części setnych jednej jednostki insuliny, co za tym idzie - możliwość zrobienia bardzo niewielkiej korekty, daje prawie nieograniczone możliwości szybkich i najbardziej odpowiednich do sytuacji reakcji.

A Zosia? Ciągle powtarza: mamo, od kiedy mam pompę, czuję jakbym jadła "za darmo". Nie przeszkadza jej nawet zmiana wkłucia, a przed szpitalem bała się tego najbardziej. (Ja najbardziej boję się tego teraz, całej tej procedury zmiany pojemnika na insulinę i wkłucia...)  Stosujemy specjalny krem przeciwbólowy - Emlę - przed założeniem nowego wkłucia, a Niltac spray przed odklejeniem starego - i nic nie boli!!! Kamień z serca.

Kolejne plusy? Nie trzeba tak rygorystycznie przestrzegać pór posiłków, można podawać bolusy złożone - gdy w posiłku jest więcej białek i tłuszczy, i to się sprawdza! Przy dobrze obliczonym bolusie i odpowiednio długim "wydłużeniu" tłuszcze nie "wybijają" po czasie.

Po czterech dniach używania pompy insulinowej mogę stwierdzić z pełną odpowiedzialnością, że kontrola ct1 u Zosi jest dużo łatwiejsza, niż na penach i (a może przede wszystkim) dużo mniej inwazyjna.

Podsumowując: pompa+ciągłe monitorowanie glikemii=zwycięstwo!!! I szansa na zdrowie, zdrowie i jeszcze raz zdrowie Zosi. I większy spokój. Bajka! Teraz ta zołza ct1 już nam nie podskoczy!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz