wtorek, 11 kwietnia 2017

Matczyny rachunek sumienia

Zawsze chciałam moje córki traktować sprawiedliwie. Żeby żadna nie miała gorzej niż ta druga. Chociaż to walka z wiatrakami, biorąc pod uwagę różny wiek i różny charakter dzieci. Ale cukrzyca jednego dziecka komplikuje sprawę jeszcze bardziej. Już sam fakt, że jest chore wprawia mnie w poczucie ogromnej niesprawiedliwości, którą próbuję jej rekompensować kosztem.... chyba niestety czasem drugiej córki. Bo dla chorej Zosi mam więcej czasu, bo muszę. Bo ciągle coś wybieramy: naklejki na sensory, saszetki na pompę, bandaże zabezpieczające, .... a Ania? Gdzie się podziała moja zasada, że jak jedno dziecko coś dostaje, to drugie też powinno? A czy ona powinna mieć tu zastosowanie? Przecież Zosia musi znosić zastrzyki, kłucie, dyscyplinę żywieniową, czy nie zasługuje za to na te extra, tylko swoje "dodatki" do - w końcu i niestety - tylko jej cukrzycowego świata? Nie wiem. Wciąż mam wątpliwości. Ale tłumaczę zazdrosnej Ani, że Zosia musi mieć coś "dla siebie" na tej trudnej dla siebie drodze, że ona też ma swoje "bonusy" w postaci różnych słodyczy zjadanych w ukryciu.... Tak ta cukrzyca namieszała! Naprawiam jedną niesprawiedliwość drugą.

A Zosia? Myślę, że się domyśla, że Ania je więcej słodkości, i że bywa jej smutno z tego powodu, ale tego nie okazuje. To silna dziewczynka. Na swój sposób rozumie konsekwencje wynikające z choroby. Z JEJ choroby. Nawet jazdę na rowerze (bez dodatkowych kółek i patyka) opanowała już za pierwszym razem, zawzięła się w sobie, i ćwiczyła - jeżdżąc po trawniku, wjeżdżając w panią z książką na ławce :-) - aż zaskoczyło.Wysłuchała naszych wskazówek i rad, a potem trzymała nas na dystans i zrobiła to sama! Myślę, że to "zasługa" tej choroby. Taka ogromna świadomość, że w życiu musi zawalczyć o wszystko sama i taka siła charakteru. Mam nadzieję, że tak samo zdecydowanie i skutecznie będzie walczyła w życiu o swoje szczęście.

A  Ania? Jest w tym wszystkim zagubiona. Swój niedobór mamy okazuje zazdrością, co niestety często wywołuje odwrotny skutek do zamierzonego. Staram się rozmawiać, tłumaczyć, przytulać, ale może za rzadko? Może czasami czuje, że Zosia ma lepiej mimo tej choroby, bo JA z nią jestem? Może walczy o swoje jak umie, a ja ją odtrącam - denerwując się, że jak może być zazdrosna o chorą siostrę, że powinna ją wspierać? Myślę o tym i staram się mieć to na uwadze. Nie chcę wspierając jedną córkę ranić drugiej, ale każdy wie, jak bardzo rozsądek jest obcy niewyspanej mamie, która próbuje robić pięć rzeczy na raz... Oczekuję od Ani postaw i reakcji, które czasem przerastają dorosłego, a ona ma przecież prawo być dzieckiem, które czuje się pępkiem świata swojej mamy, jak Zosia. Ma prawo powiedzieć na głos, pięć dni przed świętami, że ona chce ogromnego zajączka z czekolady (za co ją ochrzaniłam, bo powiedziała to przy Zosi, a obie dostały powiedzmy średnie zajączki. Chyba dostałabym zawału, próbując Zosi przeliczyć największego!).

Kocham obie moje córki tak samo. I mam nadzieję, że każda czerpie z tej miłości tyle, ile potrzebuje do bycia na razie - przede wszystkim beztroskim i szczęśliwym dzieckiem, a w przyszłości - przede wszystkim dobrym, wierzącym w siebie i gotowym do samodzielnej walki o szczęście i dobre życie młodym człowiekiem. A czy jestem sprawiedliwa? Nie. Życie nie jest sprawiedliwe. Jestem najbardziej sprawiedliwa, jak potrafię, próbując przy tym popełnić jak najmniej błędów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz