Powiedziano
nam w szpitalu, że po pierwszej chorobie wirusowej remisja się skończy.
Tymczasem glikemia Zosi oszalała i uspokoiła się jednocześnie. Przed chorobą
dostrzegałam pewne prawidłowości w ciągu dnia, choć cukry wahały się od 60 do
250; natomiast teraz mamy tydzień całkowitego spokoju (czyli 70-170, przy czym
te „duże” wartości do godziny po posiłku), na przemian z tygodniem ogromnych
zmian i wahań, raz aż do 340 w nocy. Może tak wygląda koniec remisji? Nie wiem.
Ale aktualnie mamy ten „dobry” tydzień, mam nadzieję, że na dłużej.
A Zosia?
Wróciła do zerówki i z uśmiechem na buzi, zaaferowana opowiada koleżance: byłam
w szpitalu, fajnie było – pełna wrażeń, jak po najbardziej udanym wakacyjnym
wyjeździe.
A jak komuś
się jeszcze zdarzy podejść do naszej córki ze współczuciem, odpowiada (również
uśmiechnięta!) Przynajmniej dzięki cukrzycy jem zdrowiej i umiem trzycyfrowe
liczby (tę umiejętność nasza niespełna 6 letnia córka nabyła odczytując wyniki
z glukometru, świetnie też je porównuje, i myślę że niedługo zacznie je
poprawnie dodawać, już potrafi powiedzieć o ile ma cukru za dużo lub za mało).
A co z
Mikołajem? U mojego męża w pracy dzieci dostają prezenty i worki słodyczy. Mąż
poszedł i zgłosił, że Zosia ma cukrzycę i prosimy w miarę możliwości o słodycze
odpowiednie dla niej, ponieważ nie chcemy jej psuć tego święta. Czy potraficie
sobie wyobrazić, jak poczuje się dziecko, które nie może jeść słodyczy, a
otrzyma od Mikołaja cały ich wór? A w pracy mężowi odpowiedzieli: no nie wiemy,
to może być problem dla osoby kupującej. Bez komentarza. No, ewentualnie z
drobnym: może trzy miesiące temu potrafiłabym to zrozumieć...