czwartek, 17 listopada 2016

Taki sobie czas między szpitalem a Mikołajem

Powiedziano nam w szpitalu, że po pierwszej chorobie wirusowej remisja się skończy. Tymczasem glikemia Zosi oszalała i uspokoiła się jednocześnie. Przed chorobą dostrzegałam pewne prawidłowości w ciągu dnia, choć cukry wahały się od 60 do 250; natomiast teraz mamy tydzień całkowitego spokoju (czyli 70-170, przy czym te „duże” wartości do godziny po posiłku), na przemian z tygodniem ogromnych zmian i wahań, raz aż do 340 w nocy. Może tak wygląda koniec remisji? Nie wiem. Ale aktualnie mamy ten „dobry” tydzień, mam nadzieję, że na dłużej.

A Zosia? Wróciła do zerówki i z uśmiechem na buzi, zaaferowana opowiada koleżance: byłam w szpitalu, fajnie było – pełna wrażeń, jak po najbardziej udanym wakacyjnym wyjeździe.

A jak komuś się jeszcze zdarzy podejść do naszej córki ze współczuciem, odpowiada (również uśmiechnięta!) Przynajmniej dzięki cukrzycy jem zdrowiej i umiem trzycyfrowe liczby (tę umiejętność nasza niespełna 6 letnia córka nabyła odczytując wyniki z glukometru, świetnie też je porównuje, i myślę że niedługo zacznie je poprawnie dodawać, już potrafi powiedzieć o ile ma cukru za dużo lub za mało).


A co z Mikołajem? U mojego męża w pracy dzieci dostają prezenty i worki słodyczy. Mąż poszedł i zgłosił, że Zosia ma cukrzycę i prosimy w miarę możliwości o słodycze odpowiednie dla niej, ponieważ nie chcemy jej psuć tego święta. Czy potraficie sobie wyobrazić, jak poczuje się dziecko, które nie może jeść słodyczy, a otrzyma od Mikołaja cały ich wór? A w pracy mężowi odpowiedzieli: no nie wiemy, to może być problem dla osoby kupującej. Bez komentarza. No, ewentualnie z drobnym: może trzy miesiące temu potrafiłabym to zrozumieć...