środa, 14 marca 2018

Dziękuję Ci, mój "słodki tato"

Diagnoza. Koniec świata. Zamieszanie... A Ty byłeś. Tak samo słaby, zagubiony, zawiedziony; lecz gotowy do walki dla Zosi, jak ja. Wziąłeś na siebie wszystko, w czym Twoje talenty mogły pomóc - czyli całą sekcję informatyczno - techniczną - i wszystko, co na początku za dużo mnie kosztowało - pierwsze zastrzyki, aplikowanie sensorów, wkłuć, pobudki nad ranem i w środku nocy... Dziękuję. Bez Ciebie nie dałabym rady!

Nie wszystkie słodkie mamy mają się tak dobrze, jak ja... Są przytłoczone nadmiarem cukrowych obowiązków, przemęczone pobudkami w nocy i całkiem same z cukrzycą dziecka... Bo to obowiązek mamy. Karmienie, usypianie, wstawanie w nocy, aplikowanie leków. BZDURA!

Dlatego - słodki tato nie mojej Cukierki - jeśli nigdy nie mierzyłeś cukru w nocy, jeśli nigdy nie założyłeś wkłucia, jeśli nigdy nie obliczyłeś posiłku, jeśli nie masz pojęcia ile mamb podać na cukier 60 z tendencją w dół - czas to zmienić! Twój słodziak potrzebuje właśnie Ciebie! Chce się przy Tobie czuć bezpiecznie. Chce, byś się zaangażował w jego życie. Chce mieć uśmiechniętą i wypoczętą mamę. Przynajmniej czasami ;-)

Miałam w tym tygodniu okazję mierzyć się ze wszystkim sama. Wyjechałeś. Ale i tak, 300 km od domu śpisz przy ustawionych alarmach i budzisz mnie w nocy. Czasami mi się wydaje, że już nie potrafimy zasnąć spokojnie bez laptopa z cukrowym wężykiem Zosi... A po nocy bez pobudki budzimy się skołowani, prawie "przespani"...

Jest coś - aż wstyd się przyznać po prawie dwóch latach - czego do tej pory nie robiłam. Zakładanie wkłucia. Bo zajęłam się posiłkami, pilnowaniem przeliczników. Bo mnie to stresowało. Ale skoro wyjechałeś na tydzień - szach i mat. Tobie zajmuje to 10 minut, a dla mnie była to długa i stresująca procedura. Jak dla Ciebie za pierwszym razem, kiedy ja z nerwów, złości i bezradności zalałam naszą beżową ścianę herbatą gdy krzyknąłeś, że mam nie przeszkadzać... (I tak powstało nasze "drzewo herbaciane" na ścianie w salonie, upamiętniające tamte wydarzenia :-)  Gdy drżącymi rękami - przechodziłam całą wkłuciową procedurę po raz pierwszy - punkt po punkcie z mojej "ściągi" A 4 drobnym maczkiem - zrozumiałam Twoje nerwy z tamtego dnia.

Dziękuję Ci mój "słodki tato". Za to, że nie potraktowaliśmy tej zołzy ct1 jak porażki, nieszczęścia, końca świata; tylko jak wyzwanie. Że zamiast podejścia "o Boże moje dziecko będzie chore do końca życia" wspólnie wybraliśmy ścieżkę "co jeszcze możemy zrobić żeby Zosia była zdrowsza, weselsza, bardziej beztroska". Dziękuję Ci za to, że trwamy w tym razem. Od pierwszych igieł, kalorii, wkłuć, sensorów, hipo i hiper jazdy bez trzymanki -  aż po dzisiejsze setne wkłucie.

Twoja "słodka mama"