niedziela, 25 grudnia 2016

BOŻE NARODZENIE 2016


Życzę Ci, żeby wraz z narodzeniem Jezusa
odrodziła się w Tobie wiara.
Nie czekaj na szczęście, tylko nim żyj.
Nie czekaj na miłość, tylko kochaj.
Nie czekaj na przebaczenie, tylko przebaczaj.
Nie czekaj na lepsze jutro, masz doskonałe dziś.
Nie smuć się, że masz gorzej, zaakceptuj swoją wyjątkowość.
Nie czekaj, aż ktoś podaruje Ci to, co dziś wydaje Ci się cenne.
Podaruj Siebie w małym opłatku, a będziesz bogaty.

                                                                                                                      AB

wtorek, 6 grudnia 2016

Zwycięstwo Mikołaja

Udaliśmy się z córkami kilka dni temu do kina na spotkanie z Mikołajem z męża pracy. Zakupiliśmy potajemnie worek „zdrowszych” słodkości (bez cukru, ze stewią lub ksylitolem) i w zmowie że Śnieżynką dokonaliśmy podmiany. Przyszła kolej na Zosię. Ania wyedukowała ją wcześniej odpowiednio: pamiętaj, na każde pytanie Mikołaja odpowiadaj „tak”; na szczęście na pytanie jak masz na imię, Zosia odpowiedziała prawidłowo. Nieświadomy Mikołaj wręczył córce klocki oraz nasz wór po przejściach mówiąc, jak każdemu dziecku: a tu masz Zosiu wór słodyczy. Wróciła więc smutna do nas mówiąc: macie, ja i tak tego nie mogę jeść. Przekonałam córkę, żeby zaglądnęła do środka, i… wybuchła największa radość, jaką w życiu widziałam. Mama, Mikołaj naprawdę przygotował to specjalnie dla mnie? A skąd on wiedział? Setkom pytań towarzyszyło 100 podskoków i okrzyków radości. Aż Ania poczuła się ciut zazdrosna, jako jedna z wielu i stwierdziła, że Zosia ma lepsze słodycze i że ona za rok też takie chce. A co na to cukier Zosi? Nasz wykrywacz emocji odnotował pik od 98 do 250 mg/dL w ciągu 10 – 15 minut. Bez wątpienia były szczere.

To moja córka Zosia. Ma nieuleczalną cukrzycę typu pierwszego. Żal Ci?

Mi pierwszy raz w Mikołaja popłynęły po twarzy łzy, ale nie ze smutku. To był chyba najszczęśliwszy dzień w życiu mojej córki. Nigdy wcześniej nie widziałam u żadnej z córek takiej radości. Czy to co przechodzi, jest tego warte? Jaką cenę warto zapłacić za umiejętność bycia szczęśliwym? Za umiejętność cieszenia się drobiazgami, na które wcześniej nie zwracaliśmy uwagi?


Dalej Ci żal Zosi? Obudź się, nie kuś losu, żeby zrobił to za Ciebie. Moja córka jest dzisiaj najszczęśliwszą dziewczynką na świecie. Stoi teraz przed lustrem w sukience Elsy i nausznikach z Elsą i Anną (też od Mikołaja) i czuje się jak mała księżniczka. Nie myśli: jestem chora. Myśli: jestem wyjątkowa. 

piątek, 2 grudnia 2016

Wirusowy comeback i nowa lokatorka

Niestety wszystko wskazuje na to, że wraz ze zdiagnozowaniem cukrzycy (choć zaczynało się już wiosną) odporność Zosi w magiczny sposób wyparowała. Dwa tygodnie po zapaleniu oskrzeli cukry naszej córki poszybowały nocą do 347 i „uodporniły” się lekko na korekty. I tak dzień w dzień, punktualnie jak w szwajcarskim zegarku o godzinie 17 zaczynały przekraczać 200 mg/dL. Byliśmy przygotowani na najgorsze (ketony, szpital, gorączka itd.), tymczasem po dwóch dniach pojawił się lekki katarek i zaczęło wzrastać zapotrzebowanie na insulinę. Wczoraj organizm Zosi zaczął wygrywać tę walkę, była pierwsza noc „w cukrowej normie”, a dziś ciągle spadamy na pułap 47 - 60 i zmniejszamy przeliczniki. My z mężem przerażeni (do 47 spadła o 4 nad ranem), a Zosia w siódmym niebie, ciągle okazja skubnąć coś zakazanego: a to cukierek, a to kawałek czekolady, a to żelek, i wszystko „za darmo” (czyli bez zastrzyku). Swoją drogą, „plus” cukrzycy jest taki, że widać kiedy organizm zaczyna walkę z wirusem, kiedy wirus „wygrywa” na chwilę i pojawiają się typowe objawy, i kiedy wygrywać zaczyna organizm.
A poza tym – odliczamy czas do Mikołaja i Świąt, które nie będą gorsze, niż te poprzednie. Słodkości da się upiec z ksylitolem, poza tym po 4 miesiącach wszystko potrafię Zosi wyliczyć do posiłku i dobrze zbilansować. Wiem też, że im wcześniej, tym lepiej – czyli najlepsze frykasy  Zosia dostanie do śniadania, natomiast przy kolacji będzie się musiała zadowolić najwyżej extra opłatkiem.  A plusy? Mam dużo czasu na przygotowania i organizację Wigilii, nie będę musiała biegać miedzy pracą, a stoiskiem z karpiami i ogrodnikiem (widać, co najbardziej lubię w tych Świętach J ).

A tak przy okazji, po ochłonięciu z „cukrzycowego szoku” przeszłam z mężem podobne przewartościowanie, jak po narodzinach pierwszego dziecka. Pozmieniały mi się priorytety, ważniejsze dla mnie jest dziś niż jutro (a czasami planując np. wczasy różnie bywało), i wyleczyłam się z postawy „nie bo nie”. Przykłady? Ania (moja 10 letnia córka) od zawsze marzyła o zwierzątku. A ja już dawno przyjęłam postawę, że w bloku zwierzątka nie będzie, i koniec. Od września tego roku Ania zaczęła się opiekować szkolnymi koszatniczkami i pokochała szczególnie jedną, którą nazwała Dilajla. Dwa miesiące prosiła nas o możliwość zabrania jej do domu. W końcu napisała do mnie tak wzruszający list, że zmiękłam  i oprócz tego, że byłoby wygodniej i łatwiej, nie umiałam wymyślić żadnego argumentu na „nie”. A na „tak”? Mnóstwo. Choćby to, że wszystko przez pewien czas kręciło się wokół Zosi, a Ania? Poza tym też ciężko znosi chorobę Zosi, teraz mając swoją ukochaną Dilajlę, częściej ma okazję się zapomnieć. A ja też zżyłam się z koszką, jest bardzo cichutka, mądra i kontaktowa. Ja teraz więcej opiekuję się Zosią, a Ania – Dilajlą. To dla niej bardzo pouczające.


Podsumowując, czy nasze życie zmieniło się na gorsze? W sierpniu przysięgłabym, że tak. Teraz jestem pewna, że nie. Jest inaczej, ale dobrze.