wtorek, 6 grudnia 2016

Zwycięstwo Mikołaja

Udaliśmy się z córkami kilka dni temu do kina na spotkanie z Mikołajem z męża pracy. Zakupiliśmy potajemnie worek „zdrowszych” słodkości (bez cukru, ze stewią lub ksylitolem) i w zmowie że Śnieżynką dokonaliśmy podmiany. Przyszła kolej na Zosię. Ania wyedukowała ją wcześniej odpowiednio: pamiętaj, na każde pytanie Mikołaja odpowiadaj „tak”; na szczęście na pytanie jak masz na imię, Zosia odpowiedziała prawidłowo. Nieświadomy Mikołaj wręczył córce klocki oraz nasz wór po przejściach mówiąc, jak każdemu dziecku: a tu masz Zosiu wór słodyczy. Wróciła więc smutna do nas mówiąc: macie, ja i tak tego nie mogę jeść. Przekonałam córkę, żeby zaglądnęła do środka, i… wybuchła największa radość, jaką w życiu widziałam. Mama, Mikołaj naprawdę przygotował to specjalnie dla mnie? A skąd on wiedział? Setkom pytań towarzyszyło 100 podskoków i okrzyków radości. Aż Ania poczuła się ciut zazdrosna, jako jedna z wielu i stwierdziła, że Zosia ma lepsze słodycze i że ona za rok też takie chce. A co na to cukier Zosi? Nasz wykrywacz emocji odnotował pik od 98 do 250 mg/dL w ciągu 10 – 15 minut. Bez wątpienia były szczere.

To moja córka Zosia. Ma nieuleczalną cukrzycę typu pierwszego. Żal Ci?

Mi pierwszy raz w Mikołaja popłynęły po twarzy łzy, ale nie ze smutku. To był chyba najszczęśliwszy dzień w życiu mojej córki. Nigdy wcześniej nie widziałam u żadnej z córek takiej radości. Czy to co przechodzi, jest tego warte? Jaką cenę warto zapłacić za umiejętność bycia szczęśliwym? Za umiejętność cieszenia się drobiazgami, na które wcześniej nie zwracaliśmy uwagi?


Dalej Ci żal Zosi? Obudź się, nie kuś losu, żeby zrobił to za Ciebie. Moja córka jest dzisiaj najszczęśliwszą dziewczynką na świecie. Stoi teraz przed lustrem w sukience Elsy i nausznikach z Elsą i Anną (też od Mikołaja) i czuje się jak mała księżniczka. Nie myśli: jestem chora. Myśli: jestem wyjątkowa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz