środa, 19 kwietnia 2017

Zajączek z czekolady

Ach te Święta! Niedziela Wielkanocna to drugi dzień od diagnozy mojej słodkiej Zosi, w którym nie wiem, ile zjadła kalorii. A cukry? Nie było źle. Prawie cały czas mieściły się w zakresie 70 - 140. Oczywiście serniczek i czekoladowe jajeczka Milka utrzymywały górkę dłużej niż dwie godziny, podwieczorek złożony z samego ciasta poszybował do około 220 i wymagał dodatkowej korekty, ale w połączeniu z godzinną jazdą na rowerze - glikemia szybko wróciła do normy, a nawet poleciała na łeb na szyję - ku radości Zosi, bo znów była okazja coś skubnąć. Ale naszym odkryciem roku jest czekoladowy zajączek Lindt, ten z dzwoneczkiem. Miałam obawy, czy mogę podać go całego córce do śniadania, ale zmiękłam, dołożyłam kanapkę i owoc tak, aby idealnie zbilansować posiłek i... ku mojemu zaskoczeniu... nie wydarzyło się nic nietypowego!!! Była zwykła po posiłkowa górka i idealny cukier po dwóch godzinach. Znalazłyśmy więc słodycz, który Zosia może jeść nawet w sporych ilościach, i dobrze zbilansowany nie psuje glikemii!!! Ależ prezent od zajączka dostał mój mały słodziaczek!


 A jak minęły nam Święta? Bardzo rodzinnie, byli goście, było pracowicie i wesoło. I tak sobie dzisiaj siedzę tylko z Zosią w pustym mieszkaniu, odpoczywam i myślę sobie, że była to dla mnie doskonała terapia. Albo raczej podsumowanie 8 miesięcznej autoterapii i nauki życia z chorobą Zosi. Tyle się działo wokół mnie, że ta zołza ct1 w ogóle zniknęła mi sprzed oczu i z głowy, wykonywałam rutynowe już prawie czynności z nią związane, śledząc gdzieś tam w tle oczywiście non stop glikemię, ale to wszystko działo się W TLE.  Rozumiecie? Ważniejsza dla mnie była rodzina, atmosfera, wspólne przeżywanie - to, co w życiu naprawdę ważne, i dbanie o gości oczywiście!  Miałam aż tyle na głowie, że mój mózg w końcu wyparł  myślenie non stop o cukrach. I tak sobie dziś siedzę, i czuję się tak lekko, zwyczajnie, i w końcu po prostu odpoczywam. Wszystkim Wam tego życzę, rodzice Cukiereczków!

Zosia zyskała w te Święta czekoladowego zajączka, a ja - wewnętrzny spokój, mój mózg wyeliminował w końcu natarczywe myślenie non stop o jej chorobie. Oby te zajączkowe niespodzianki zostały z nami na dłużej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz