Jak
wychodziłyśmy ze szpitala, Zosia potrzebowała około 20 jednostek insuliny na
dobę. W tej chwili zdarza się coraz częściej, że potrzebuje dwóch. Od trzech
tygodni nie potrzebuje insuliny długodziałającej – choć około 22:00 cukry
szybują do 180-260, to równie szybko (bez korekty!!!) spadają same, by na czczo
osiągnąć pułap 70 – 100. Coraz częściej zdarza się też, że pół jednostki
insuliny to do danego posiłku za dużo. Najczęściej podania insuliny nie wymaga
śniadanie, po którym – w weekend cukry utrzymują się w normie, a w zerówce – z
powodu emocji również szybują do 200 – 250, by po już po godzinie (bez
korekty!!!) spaść o 100 lub więcej. Czyli – remisja!!!
Zastanawiam
się, czy teraz nie wypadniemy z kolejki po pompę? Przecież w tej sytuacji
przejście na nią nie ma w ogóle sensu!!! Zobaczymy. Na pewno chcemy, żeby
remisja trwała jak najdłużej, na duże dawki insuliny i pompę – niestety – na
pewno wcześniej lub później przyjdzie czas.
A Zosia?
Cieszy się, że coraz więcej i częściej może jeść „za darmo” – czyli bez
zastrzyku. A kondycja naszej rodziny? Już lepiej. Ten optymistyczny „oddech”
dobrze nam zrobił. Zaczynamy traktować cukrzycę jak nieodłączny element naszego
życia, pewne rutynowe czynności – których po prostu mamy teraz więcej – ale nie
przekreślają one normalnego i
szczęśliwego życia. Zbieramy też siły i gromadzimy potrzebną wiedzę i środki finansowe
na wielki COME BACK.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz