środa, 28 września 2016

Brutalna rzeczywistość – czyli początki zerówki, plany na szkołę podstawową i życie zawodowe w jednym.

Kolejny dzień na twardej ławce na przedszkolnym korytarzu. Kolejny dzień śledzenia w Internecie nowinek związanych z cukrzycą oraz losów osób w podobnej sytuacji. Kolejny blog, i kolejny, i kolejny… na temat: jak nauczyciele i dyrekcja utrudniają i tak skomplikowane życie rodziców dzieci chorych na cukrzycę – tylko dlatego, że w tym kraju brak regulacji prawnych z tym związanych.

Zaczyna rodzić  się we mnie bunt. Dość!!! Nauka kontroli poziomu cukru i odpowiedniej reakcji przeciętnemu człowiekowi zajmuje kilka godzin, a wszyscy nauczyciele i tak odpowiadają za życie i zdrowie wszystkich dzieci. Moje dziecko może nagle dostać hipoglikemii wymagającej użycia glukagenu, a inne dziecko może rozwalić sobie głowę na placu zabaw i również stracić przytomność, czym te sytuacje się różnią? Niczym!!! Dlaczego ode mnie się wymaga  podpisanego pisma od lekarza, że należy ten lek podać i ile (choć oddaliśmy z mężem bardzo szczegółową instrukcję – zgodę), a od pozostałych rodziców nie wymaga się takiego pisma – jak postępować w razie utraty przytomności, czy w razie konieczności resuscytacji? Obie te sytuacje wymagają natychmiastowego ratowania życia. A prawdopodobieństwo obu tych zdarzeń jest równie małe, nawet nie wiem – czy w przypadku hipoglikemii nie mniejsze (przy dobrze kontrolowanej cukrzycy i pomiarach co godzinę). Dlaczego więc po dwóch tygodniach siedzenia na korytarzu cały czas słyszę: panie się boją, nie chcą się szkolić – rozumie pani (NIE, NIE ROZUMIEM!!!) , za duża odpowiedzialność, bardzo proszę się nie oddalać i być cały czas w pobliżu. Dlaczego jak mierzę córce cukier nikt nie pyta: ile było? Jak pani zareaguje? Czy tak trudno jest zmierzyć cukier, podać coś słodkiego lub zadzwonić po mnie, że jest za duży? (mieszkam 5 min drogi od przedszkola, na korektę zawsze mogłabym podejść). I wreszcie: Jak można być nauczycielem i bać się ratowania życia??? Bać należy się braku reakcji, w naszym kraju jest to niezgodne z prawem!!! Strach posyłać nawet zdrowe dziecko do takiej placówki!!!

Co zrobię? Rok wytrzymam, i tak mam urlop. Robię to tylko dla Zosi, nie chcę, żeby w tej trudnej dla siebie nowej sytuacji jeszcze musiała zmieniać środowisko. A wiem, że są przedszkola, w których nauczyciele i dyrekcja wychodzą z inicjatywą, nawet podają dzieciom insulinę i liczą posiłki.

Natomiast na pewno zrobię wszystko, żeby za rok nasze życie wróciło do normalności. Zamierzam poszukać szkoły, gdzie nauczyciele nie boją się odpowiedzialności za dzieci, zgodnie z wykonywanym przez siebie zawodem. Spróbuję wrócić do pracy dzięki systemowi ciągłego monitorowania cukru. Czytałam o rozwiązaniach dzięki którym mogłabym kontrolować poziom cukru stale, system ten umieszcza dane w chmurze – i nawet w pracy - na komputerze, zegarku, telefonie lub tabelecie mogę śledzić glikemię Zosi. Przy odpowiedniej współpracy ze szkołą, kontakcie telefonicznym i umiejętności obsługi pompy przez nauczyciela (co nie jest trudne, a mam nadzieję, że pompa która miała być za miesiąc – za rok już będzie!!!) – mogłabym pracować!!!

Ponad miesiąc zajęło mi to „odkrycie”. Czy początkujący rodzic CUKIERECZKA nie powinien być na „dzień dobry” o pewnych kwestiach informowany? O tym, że Polskie prawo mu nie pomoże, szkoła mu nie pomoże, a żeby znaleźć naprawdę dobre i ciekawe rozwiązania – musi przez miesiąc przekopywać zasoby Internetu? CZEMU NIKT NAS NIE INFORMUJE O NAJLEPSZYCH ROZWIĄZANIACH OD RAZU? Może dlatego, że firma, która produkuje ten sprzęt, w danym szpitalu nie wysłała lekarzy na „darmowe” szkolenie i nie rozdała przysłowiowych długopisów?

Cukrzyca naszego dziecka nie wywróci do góry nogami naszego życia – przystosujemy się, jak każdy człowiek - codziennie mamy nowe 24 godziny na szczęście! Cukrzyca naszego dziecka wywróci do góry nogami nasze poczucie patriotyzmu, wiarę w Polski system i Polskie regulacje prawne.

Cukrzyca naszego dziecka sprawiła, że czujemy się w tym kraju jak sieroty.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz