wtorek, 20 września 2016

Początki w zerówce.


Połowa września, najwyższy czas, żeby Zosia w końcu poszła do zerówki. Rozmowa z dyrektorem, paniami z grupy, szefową kuchni, ustalanie, szkolenie, ustalanie, szkolenie… Zosia chce jeść z dziećmi, co jest zrozumiałe, więc kuchnia stara się do nas dostosować, zamiast cukru – będzie stevia, zamiast dżemu – szynka, zamiast kompotu – gorzka herbata, itd… Panie trochę się obawiają, że nie zauważą wśród tylu dzieci, że coś z Zosią jest nie tak, więc decyzja zapadła – chodzimy razem.

Dzień pierwszy. Pobudka, mierzenie cukru, ubieranie. Co mam zabrać? Torebka – za mała. Mały plecaczek – też. Biorę plecak: glukometr, peny, igły, glukagen, zapasowe paski do glukometru, glukoza w tabletkach, kilka kromek chleba, pół jabłka do śniadania (bo na oko jest za dużo tłuszczy), woda, waga, zeszyt do obliczeń, długopis, dzienniczek CUKIERECZKA… Uf. Chyba tyle. Z tego wszystkiego zapomnę dziecka – pomyślałam. Idziemy.

Dwa pierwsze dni – siedzę w sali, później- na korytarzu. Zabawa przed śniadaniem, śniadanie. Liczenie, dodawanie, odejmowanie, insulina – możesz jeść Zosiu – mówię i kątem oka widzę, że inne dzieci już kończą. Wracamy 10 minut po nich. Zamknęłam za Zosią drzwi. Co teraz? Kiedy jej zmierzyć cukier? Powinno być 2 godziny po jedzeniu, ale jeśli mają jakąś zabawę ruchową i szybciej jej spadnie? Nie wiem. Z tego wszystkiego najchętniej poszłabym teraz, ale 10 minut po śniadaniu to przesada. A Zosia powiedziała, że nie wie czy wyjdzie jak się źle poczuje, bo się wstydzi. Mierzę co godzinę, lepiej dmuchać na zimne. W pierwszy dzień - z wrażenia po śniadaniu cukier 220, po dwóch godzinach 68. W drugi dzień – podobnie. A tu wypada czas na plac zabaw. Daję glukozę, trochę chleba, czekam. W końcu -131 -możesz się bawić, Zosiu – mówię 30 minut przed powrotem do sali.

Dziś na obiad pierogi leniwe. Pływają w masełku z cynamonem, ale pani specjalnie posypała je stevią. Do tego zupka. Liczę, liczę, liczę – wychodzi około 300 kalorii tłuszczu i białek i trochę ponad 100 węglowodanów. 10  sekund na decyzję, bo inne dzieci już kończą. Podaję insulinę na około 400 zbilansowanych kalorii – niech się dzieje co chce. Zosia szczęśliwa. Wylizała masełko z cynamonem do końca. A cukier? Nie oszalał, był idealny. A jak ja liczę idealnie – szaleje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz