niedziela, 30 października 2016

Zgoda. Jeżeli trzeba, będę pełnić funkcję trzustki mojego dziecka…

Czyli autoterapia, podsumowanie minionych dwóch miesięcy i apel do najbliższych…

Wiadomość, że twoje dziecko będzie chore całe życie to ogromny cios. Pierwszą reakcją jest kompletne załamanie, początki depresji i uczucie bezsensu i beznadziejności dalszego rodzinnego życia. W głowie kotłują się pytania: dlaczego? Dlaczego ona, dlaczego my, dlaczego na całe życie, dlaczego teraz, dlaczego już nie jest tak jak kiedyś… Wydaje się niemożliwe pogodzenie się z nową sytuacją, myślisz: dawniej było tak dobrze, beztrosko, niech to wróci! I płaczesz, płaczesz, płaczesz… Wydaje Ci się, że już nigdy nie będziecie tacy szczęśliwi, jak wtedy. Myślisz sobie: już nigdy nie będę miała zdrowych dzieci. Porównujesz się z innymi, którzy żyją zdrowo i spokojnie jak dawniej.

Rodzina smutnieje… Mąż płacze wieczorami i przestaje żartować. Zosia pyta, dlaczego ta cukrzyca musi być na całe życie i krzyczy, że jej nie chce. Ania nie może sobie znaleźć miejsca, pyta ciągle, czy będzie jeszcze tak jak dawniej. A ja? Próbuję odpowiadać na wszystkie pytania córek, próbuję pocieszać, ale nie wychodzi…

W pewnym momencie uświadamiasz sobie, że jesteście nieszczęśliwi. I trzeba się zmierzyć z odpowiedzią na pytanie, czy jesteśmy na to skazani, czy możemy z tym walczyć. Zaczyna do ciebie docierać, że od nas dorosłych zależy, w jakiej atmosferze będą wzrastały nasze dzieci. A Zosia? Jeżeli zobaczy, że jej choroba pozwala nam normalnie żyć, funkcjonować i śmiać się jak kiedyś, sama przyjmie taką postawę. Więc musimy dać radę, dla Zosi. I zaczynasz rozumieć, że nie masz gorzej niż inni. Zawsze znajdziesz dziesięciu, którzy mają lepiej niż ty, ale równie łatwo znaleźć dziesięciu, którzy mają gorzej. Nie oto chodzi. Trzeba zrozumieć, że jest dobrze tak, jak jest. Bo kiedy jest dobrze? Kiedy Zosia z Anią uśmiechają się rano. Kiedy pożartujemy i pośmiejemy się przy wspólnej zabawie. I kiedy idą spać uśmiechnięte. A tej wartości nikt i nic nie może nam odebrać.

Ten proces trwa. Ale dziś jesteśmy szczęśliwi, jak dawniej. Dla naszej rodziny. I dla Zosi, żeby nauczyła się być szczęśliwa z cukrzycą. I zaakceptowałam moją nową i odpowiedzialną rolę trzustki, zamierzam się w niej wyspecjalizować. I choroba córki stała się naszym towarzyszem i współlokatorem, nie wrogiem.


I wkurza mnie, gdy ktoś wciąż powtarza: przykro mi, że was to spotkało, żal mi Zosi - i siedzi z nosem na kwintę. Tego potrzebowałam na początku (a może wcale?!), teraz chcę żyć normalnie. Więc kochani najbliżsi, przyjaciele, znajomi – zaakceptujcie nową sytuację, jak my. I cieszcie się naszym codziennym, zwykłym, spokojnym i znów niezachwianym Rodzinnym Szczęściem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz