czwartek, 30 marca 2017

Wiosenne nowalijki

Udało się! Hurra! To przedostatnie 5 godzin non-stop na przedszkolnym korytarzu!!! Od poniedziałku będę chodziła na 2 godziny po śniadaniu Zosi do domu. Albo na zakupy, albo na spacer, albo na kawę, albo na drzemkę, albo... gdzie tylko chcę, byle w pobliżu przedszkola. Dwie godziny wolności!!! Dla mnie? Nie tylko, bardziej mnie cieszą dwie godziny wolności dla Zosi. Dla jej prawidłowego funkcjonowania w grupie rówieśniczej. Dla jej samodzielności i poczucia bezpieczeństwa w tej chorobie z dala od mamy. Wreszcie nastąpi odcięcie "słodkiej" pępowiny mojej  - narodzonej na nowo do słodkiego życia w sierpniu - 6 letniej córeczce. Skończy się zerówkowe biadolenie: mamo chodź ze mną do ubikacji, bo sama się boję; mamo a pobaw się ze mną na placu zabaw, bo mi się nudzi; mamo ubierz mi buty, zawiąż apaszkę, popraw czapkę; mamo zapytaj panią czy mogę...; mamo wejdź i pomóż mi przy... ; mamo to, mamo tamto, mamo, mamo, mamo.... (Oczywiscie w takich chwilach jestem twarda jak skała!) Skończy się tysiąc próźb,  lamentów, szlochów i "dzidziusiowania" z jednego powodu: BO MAMA JEST.


Drugi powód, który dodał mi skrzydeł, energii i pobudził mnie wiosennie i radośnie do działania to... pompa insulinowa. Nareszcie!!! Po 7 miesiacach czekania mamy termin podpięcia Zosi za kolejny miesiąc. "Ale ulga" - myślą pewnie Ci, którzy już dłuższy czas z pompą funkcjonują; "wariatka, cieszy się, a to awaryjny, złośliwy i ciężki w obsłudze sprzęt, jeszcze będzie płakać i przeklinać to urządzenie" - myślą zapewne pompiarze - świeżynki.   Pewnie jedni i drudzy mają rację. A ja? Mam świadomość, że początki będą trudne; że muszę nauczyć się od nowa dostosowywać i obliczać przeliczniki i bazy do humorzastych cukrów Zosi, że większy ich wybór oznacza trudniejsze decyzje, że na początku będę trochę błądzić po omacku. Że muszę się liczyć z awaryjnością sprzętu, że cukrzycę córki latem będzie widać na kilometr i nie będzie mogła np. spontanicznie wbiec do wody, czy piaskownicy. Ale ja i tak się cieszę. Myślę, że jak już ten sprzęt oswoję i "nauczę" jak najlepiej służyć Zosi, będzie ona miała większą szansę na wyrównaną glikemię oraz na ostateczne i definitywne wygojenie siniaczków na pośladkach, brzuszku i udkach...


Aktualnie siedzę sobie na przedszkolnym korytarzu, ćwiczę na specjalnie wypożyczonej do tego celu pompie, i wcale nie jest to takie straszne! Jest dość proste i intuicyjne menu, dość łatwo ustawiać i modyfikować potrzebne dane (za którymś razem :-) ), i wyjątkowo łatwo - to moje pierwsze wrażenie - podać bolusa, za pierwszym razem zrobiłam to niechcący dwa razy pod rząd. Ustawiłam bazę, która wg mnie będzie najlepsza dla Zosi, wprowadziłam odpowiednio zmodyfikowane przeliczniki do posiłków (trzeba było zmienić jednostkę z kcal (w+bt)/j na ww/j) do kalkulatora bolusa - i wychodzi tyle samo insuliny co na penach, więc jest ok.  Szkoda tylko, że pompę do ćwiczeń trzeba oddać za dwa dni. Ale ja nie mogę się już doczekać naszej pompy, bolusów wydłużonych i przedłużonych - które powinny "uspokoić" cukry po posiłkach oraz możliwości zmian insuliny bazowej w ciągu doby - co powinno wyciszyć górki i dołki między posiłkami i w nocy.


Moje wiosenne nowalijki nastawiły mnie bardzo optymistycznie na to, co przyniesie jutro; zamierzamy z Zosią "świętować z pompą" każdy nowy dzień życia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz