poniedziałek, 20 lutego 2017

Idealna mama

Na początku (po diagnozie) byłam zbyt „idealna”.

Zmieniłam Zosi dietę, liczyłam co do grama, pilnowałam, żeby zjadła wszystko o wyznaczonej porze. Teraz wiem, że rygor w cukrzycy jest konieczny, ale bez przesady, nie może odbierać dziecku odrobiny swobody i radości życia. Gdzie jest złoty środek? To jest dla mnie – umysłu ścisłego – w tej chorobie najtrudniejsze. Myślę, że wciąż bliżej mi do „ideału rachunkowego”, niż do pełnej wyrozumiałość mamy. Ale pracuję nad tym, bardzo intensywnie. Staram się, aby na talerzu znajdował się kompromis, miedzy tym co Zosia lubi, a tym co jeść powinna. Niestety smaki Zosi pozmieniały się kompletnie, nie wiem, czy to sprawka insuliny, czy po prostu zwykła kolej rzeczy. Kiedyś uwielbiała wręcz mięso, szynki, w ogóle lubiła jeść. W tej chwili każde mięso jest „żylaste i obrzydliwe”, więc większość naszych sporów talerzowych przebiega właśnie pod hasłem: paskudne mięso, obleśna szynka, śmierdząca kiełbasa, itd. Oczywiście szukam złotego środka. Ale jest trudno. Jednak staram się być coraz bardziej wyrozumiała żywieniowo, czyli zamieniać, odliczać lub doliczać, tzn. pozwalać na niewielkie odchylenia ilościowo jakościowe, po których po prostu intensywniej obserwuję cukry.

A co z wychowaniem? Też moja wewnętrzna potrzeba wychowania grzecznego dziecka, któremu nie ulega się w złości, nie pozwala się na bicie i obelgi;  zderzyła się z faktem, że przy zbyt dużym cukrze – wychodzi z Zosi obrażaluch, beksa i panikara, a przy zbyt małym – wrednialec złośliwy z kategorii „bez kija nie podchodź”. I jak tu nie pozwolić na za dużo, ale z drugiej strony nie karać za chorobę? To trudne. Ale na spokojnie łatwe do rozróżnienia. Tylko czasami brak siły i czasu na to „spokojnie” właśnie. Ale znów staram się. Próbuję znajdować kompromisy między wyrozumiałością a konsekwencją.

Jednak na te wszystkie dylematy jest jeden, cudowny, sprawdzony i idealny sposób. Wyłączyć na moment przeliczanie, ciągłe staranie się być najlepszą mamą, dążenie do ideału, (na początku cukrzycowych perypetii te sprawy są wstanie przysłonić to, co w byciu mamą jest najważniejsze…) – i po prostu i przede wszystkim kochać swoje dziecko. Kocham Zosię taką, jaka jest. I gdy popłaczemy i poprzytulamy się razem, a potem pośmiejemy się ze swoich głupot – jest dobrze, idealnie i w sam raz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz