czwartek, 26 kwietnia 2018

Szkoła pełna Aniołów

Kto śledzi losy moje i Zosi - wie, że chodzi do pierwszej klasy, i że ma rewelacyjne panie, i nie tylko... Generalnie - w ogóle nie musimy się o córkę martwić, ale ponieważ śledzimy z mężem - każdy w swojej pracy - cukry Zosi, zawsze jak coś nas zaniepokoi wysyłamy sms naszym kochanym paniom lub dwum innym cudownym osobom, które ogarniają poskramianie tej zołzy ct1, gdy córa jest na świetlicy. Podczas lekcji - zawsze wszystko gra. Panie dosładzają, podają korekty,  potrafią podać bolus prosty na określoną liczbę kalorii (teraz pod ich czujnym okiem robi to Zosia). Są cudowne! Jak klasa robiła szaszłyczki owocowe - wysłały mi zdjęcie - odpisałam (ważąc i mierząc owoce ze zdjęcia moim bystym wzrokiem☺) ile to kalorii - i moja słodka jadła z całą klasą. Były już trzy kilkugodzinne wycieczki po Bielsku - kino, galeria, lody - wszystko genialnie ogarnęły! Łącznie z dosładzaniem w kinie i podaniem bolusa na lody - wg wcześniej przygotowanego przeze mnie przepisu. Ci cudowni ludzie przywrócili mi wiarę w człowieka.... Który nie ucieka przed chorym dzieckiem ze strachu przed chorobą lub odpowiedzialnością, tylko edukuje się, wspiera rodziców i zapewnia dziecku bezpieczeństwo. Każda z naszych kochanych pań jest cudownym nauczycielem, który dba nie tylko o odpowiedni przyrost wiedzy i kultury osobistej Zosi, ale również.... o bezpieczeństwo i zdrowie, o... Życie. Czyli to prawie "drugie mamy" naszej małej słodzizny, która dzięki nim znów uwierzyła, że "nie gryzie", że nie trzeba się jej bać, że jest z nimi bezpieczna, że... jest taka sama jak inne dzieci!!!

Gdy Zosia jest na świetlicy - kontrolę nad cukrami, bolusami, korektami i mambami przejmują dwie inne osoby, pani R. i pan P. Również - mimo bardzo wielu codziennych obowiązków - w sytuacji "alarm Zosia" - zawsze są pomocni i gotowi do działania. Gdy Zosia wychodziła ze świetlicą na rekolekcje -  pan P. specjalnie poszedł z nią trzy razy do kościoła i stał obok godzinę dziennie pilnując cukrów. Osobisty Anioł Stróż. Takie dni - nietypowe, bez lekcji, gdy Zosia jest dłużej na świetlicy z innymi paniami niż zwykle - czasami generują nietypowe problemy, ale też... pokazują ile jest człowieka w człowieku...

W pewien piątek - kiedy gimnazjaliści pisali egzamin - ja akurat jechałam z moimi maturzystami na pielgrzymkę do Częstochowy (wg moich niektórych matematycznych orłów - to była ostatnia deska ratunku... ☺), więc nasza słodka po krótkiej wycieczce była "skazana" (ku swojej uciesze...) na dłuższe siedzenie na świetlicy. No cóż. Była piękna pogoda, wycieczka i gonienie na placu zabaw pod szkołą... Siedzę w autokarze, gdzieś na trasie Częstochowa - Kęty, a tu na moim shugarwatchu - pion w dół. Gdy doszło do 110 - zadzwoniłam do Zosi, ale był problem z połączeniem, nie słyszała mnie. Zadzwoniłam  do pana P. - okazało się, że jest już w domu. Zadzwoniłam więc do pani R. - pojawił się ten sam problem, co z połączeniem do córki. A tu 80 i pion w dół, do posiłku daleko... Zaczęłam się stresować i szukać numeru do szkoły - na szczęście zadzwonił telefon... Pani, która aktualnie zajmowała się dziećmi - oddzwoniła na mój numer. Oczywiście poprosiłam, żeby Zosia zjadła 2 mamby i kontrolowała sytuację. (na placu zabaw - dobre sobie, po co patrzeć na zegarek albo zastanawiać się nad samopoczuciem...). Cukier lekko drgnął w górę, by po 30 minutach spaść na 67 i dwie strzałki w dół. Masakra! Zadzwoniłam więc na numer pani ze świetlicy - wychodziła właśnie ze szkoły, ale wróciła dosłodzić Zosię i przekazała kolejnej pani, żeby miała małą na oku. Zołza ct1 w końcu odpuściła, i po kolejnych 30 minutach mąż odebrał naszą dobrze wyregulowaną słodziznę ze szkoły. Ale w międzyczasie, przy okazji tego spadku 67 i w dół miała miejsce sytuacja, której się nie spodziewałam. Sytuacja, która tak mnie wzruszyła, że popłakałam się w autokarze. I teraz opisując to wydarzenie - płaczę...

Zadzwoniła do mnie z domu zaniepokojona  pani Zosi mówiąc, że wiedziała, że odbierzemy ją ze szkoły później więc śledzi w domu jej cukry (na stronie internetowej) - i chciała się upewnić, czy zauważyliśmy co się dzieje. Powiedziała, że jeśli chcemy podjedzie szybko do szkoły i zajmie się Zosią. Rozumiecie? Kilka godzin po pracy, w domu, ze swoimi dziećmi; była gotowa rzucić wszystko i pomóc naszej córce. Żadne dziękuję, żaden dyplom, żaden upominek nie wystarczy. Brak słów. Szacunek i ogromna wdzięczność!!! Prawdziwy Nauczyciel, Prawdziwy Człowiek i Prawdziwy Anioł.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz