czwartek, 14 grudnia 2017

Bilans zysków i strat

Mija pierwszy cały rok kalendarzowy z niechcianym pasażerem na gapę - cukrzycą Zosi, która przyplątała się do nas w drugiej połowie roku 2016.

Rok 2017, to rok przełomowy.

Rozpoczęty w fazie: dlaczego my, dlaczego Zosia; a kończący się - "normalnie", spokojnie, w całkowitej zgodzie z nową rzeczywistością.

Rozpoczęty z korytarzingową depresją mamy podpierającej ściany przedszkola, z poczuciem, że będę musiała zrezygnować z pracy na amen i być "sztuczną trzustką" chodzącą za coraz mniej samodzielną Zosią 24 godziny na dobę; a zakończony - co prawda z niecałym etatem, ale w pracy!!! Oraz z samodzielną Zosią - pierwszoklasistką i cudownymi paniami wychowawczyniami i niezastąpionym panem P. - ogarniającymi cukrzycę córki po 8 godzin dziennie.

Rozpoczęty ze łzami przy wbijaniu pena 5 - 6 razy na dobę w pupę, brzuch lub udo mojej chudzinki, a zakończony - z pompą insulinową, z którą początki też były psychicznie - ciężkie, ale w tej chwili nie wyobrażamy sobie z Zosią życia bez niej!

Rozpoczęty w końcowej fazie remisji - z bardzo rozhuśtanymi i kapryśnymi cukrami, zakończony - z dużo większym zapotrzebowaniem na insulinę, ale z "w miarę" unormowanymi przelicznikami (czyli zmiany i niespodzianki są, ale rzadziej niż co drugi dzień...)

Rozpoczęty  z myśleniem o chorobie non - stop, z układaniem życia "pod nią", a zakończony - z cukrzycą w tle. Żyjemy jak chcemy, a nie jak musimy.

Już tak rzadko o niej myślę, że mam coraz większe trudności z napisaniem tu czegoś nowego ... Ten blog - to moja autoterapia, terapia dla mojego męża, a może przy okazji udało się komuś pomóc? Podnieść na duchu? Powiedzieć: nie jesteś sam, ja też to przeżywam... Tylko że... Ja coraz rzadziej to przeżywam... Albo raczej...  Już nie przeżywam tego wcale!

W sumie jest tylko jedna sfera życia, którą rządzi ta zołza - noce. Niestety bywa kapryśna całą dobę bez wytchnienia, licho nie śpi!!! Tylko noce w 100% zależą od niej. Ale dzięki stałemu monitoringowi glikemii i alarmom - gdy jest łaskawa, śpimy! Całą noc, 6 godzin bez przerwy, 5 godzin, 4, różnie. A czasami - wcale! 2 godziny, 3, 4... Bo trzeba dać kolejną korektę a potem jest strach, że będzie hipo i prześpimy kolejny alarm... Albo jest hipo, baza wyzerowana, glukoza poszła w ruch, a cukier ani drgnie... Aż mi do tej zołzy przypasował cytat: "W dzień jest pięknością, w nocy zaś szkaradą..." Ale nawet te słabo przespane noce, hipo i hiper przygody już nas nie łamią. Nie dołują. Nie sprawiają, że znów zaczynamy żyć chorobą Zosi. Każdego ranka przejmujemy władzę i zaczynamy zwykły dzień. Zwykły, rodzinny, pełen pracy, szkoły, zabawy i wszystkiego, co w życiu ważne. I cenne. Dzień, jak przed diagnozą. Nie sądziłam, że kiedyś to powiem. Tak. Jest u nas tak samo dobrze, jak przed diagnozą.

I tego Wam wszystkim życzę w te Święta i na cały 2018 rok!!! Odzyskania wiatru w żaglach i 100 % pogodzenia z sytuacją, w jakiej się znaleźliśmy. Życia  na pełnych obrotach, z chorobą w tle - tylko w wymiarze czynnościowym; zamiast - życia chorobą, obawami, wyrzutami, żalem i życiem - przy okazji. Bo kto, jak nie my??? Głowy do góry!!! Celebrujmy życie z pompą!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz