Nie będę
opisywała tych najważniejszych aspektów Wigilii, ponieważ jak zwykle jest u nas
po Bożemu, ciepło i rodzinnie; skupię się na tym, co nowe – czyli kaloriach,
przeliczaniu, insulinie i przywilejach. Staramy się z mężem na codzień, żeby na
stole pojawiały się tylko produkty dozwolone dla Zosi, całą resztę Ania i my
pożeramy w ukryciu (oczywiście sporadycznie). Nawet w Zosi szóste urodziny
upiekłam tort dietetyczny, po którym cukry były idealne. To wszystko jednak nie
jest możliwe w Wigilię, zwłaszcza u rodziny, nie możemy nagle wywrócić tradycji
do góry nogami. Tak więc stwierdziliśmy z mężem, że to będzie ten jeden dzień w
roku, kiedy wszystko będzie dozwolone: rybka w panierce, morze opłatków,
pierniczki osobiście dekorowane przez nasze dzieci, odrobina sernika babci i
makówek mamy… Pierwszy raz od sierpnia nie wiedziałam, ile moje dziecko zjadło
kalorii, ale po kolei…
Najpierw odbyła się „Wigilia wewnętrzna” u nas w porze
obiadu, ponieważ potem wybieraliśmy się do moich teściów. Jeszcze nie było tak
„drastycznie”, pojawiło się morze opłatków nr 1, barszcz z uszkami, rybka i mały
pierniczek, do tego insulina „na oko”. Po dwóch godzinach cukier powędrował do
ponad 200, a tu trzeba było zaczynać Wigilię u teściów. Daliśmy więc Zosi
korektę, a gdy glikemia się ustabilizowała, kolejny zastrzyk „na oko” i było
morze opłatków nr 2, grzybowa, rybka z chlebkiem, pierniczki, jednym słowem
mało dobrych w a dużo bt (dla niewtajemniczonych: mało węglowodanów złożonych,
dużo białek i tłuszczy). Potem dużo kolęd (co trochę ukoiło moje matematyczne
zszargane zbyt dużą swobodą przeliczeniowo – żywieniową nerwy). Zosia była
szczęśliwa. Jak co rok. Udało się. I wszyscy uważamy, że cena – dodatkowe 3
korekty co 2 godziny nie była zbyt wygórowana za ten jeden jedyny pełen
dziecięcej magii wieczór w roku (cukry 200-250 utrzymały się do 1:30 w nocy).
Kolejne dni przywróciły żywieniowy rygor i insulinowe okiełznanie cukrów
naszego dziecka, nawet zapotrzebowanie na insulinę zaczęło znów powoli spadać i
nagle nadszedł… Sylwester.
Znajomi, do których pojechaliśmy na Sylwestra zaplanowali
nocną wyprawę w góry, z pochodniami i latarkami – wspaniałe przeżycie dla
dzieci. A co z posiłkami? Były cztery, tylko ostatni o 22. Ale po kolei. Przed
wyprawą, około 17 Zosia zjadła posiłek, do którego dostała mniej insuliny niż
powinna, ze względu na wycieczkę. Wycieczka trwała gdzieś do 21:30, półtorej
godziny w górę, chwila przerwy i powrót. Coś wspaniałego, dzieci nigdy
wcześniej nie widziały tyle gwiazd! Były zachwycone! Tropiły ślady zwierząt,
ślizgały się na lodzie aż do „wycięcia orła”, a najlepszą atrakcją była
ciemność, pochodnie i latarki. A cukier? Już po 20 – 30 minutach marszu zaczął
lecieć na łeb na szyję. W sumie – idąc do góry, Zosia zjadła: całą czekoladę,
paczkę mamb, pudełko glukozy w tabletkach, 2 kromki chleba i wypiła pół termosu
słodkiej herbaty. A cukier? Ledwo utrzymywał się na poziomie 90 – 130. To
dopiero była frajda dla Zosi! Tyle słodyczy nie zjadła bidulka od sierpnia! Po
powrocie – około 22 – była normalnie wyliczona (tylko niestety tłusta) kolacja
i zabawa do drugiej. Po drodze o północy – pół lampki słodkiego bezalkoholowego
szampana dla dzieci. Po powrocie – musieliśmy w nocy podać jeszcze dwie
korekty, i pierwszego stycznia o 10:00 Zosia wstała z dobrym cukrem, szczęśliwa
i pełna optymizmu, którego – tak radosnemu dziecku – na pewno wystarczy na cały
rok 2017.
A dziś? Siedzę sobie w przedszkolu na korytarzu, cukier Zosi
po śniadaniu bez insuliny spadł na pułap 135 i dalej powoli spada. Remisja
trwa, zapotrzebowanie na insulinę bez wirusów i tłuszczowych anomalii to 4 -5
jednostek na dobę (po zapaleniu oskrzeli walczyliśmy już z trzema infekcjami,
ale nauczyliśmy się, że najważniejsza jest szybka reakcja na wzrost
zapotrzebowania na insulinę). I pierwszy raz od wrześniowej remisji (kiedy zeszliśmy
do 2 jednostek na dobę) było śniadanie „za darmo”. Życzę sobie w tym roku 2017
żeby cukry Zosi przestały się tak wahać, jak jej nastroje, a tak naprawdę – nic
się nie musi zmieniać. Życzę sobie, Zosi i całej mojej rodzinie żeby było tak
dobrze, jak teraz.
Tak sobie czytam i po prostu nie mogę się powstrzymać żeby nie zapytać: a dlaczego Twoja Zosia ma niedozwolone produkty i czegoś nie może jeść??? Nasz synek też ma ct1 i je wszystko na godzinę ma ochotę i co jadł przed chorobą. Oczywiście w odpowiednich odstępach czasu. Wszystko także słodkości po prostu dobrze przeliczamy i cukry są ok. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję za radę, na początku bardzo ograniczylismy dietę Zosi, teraz faktycznie potrafimy wyliczyć wszystko. Pozdrawiam
Usuń