piątek, 23 lutego 2018

Z cukrzycą jest jak z nastolatką. Jedno, co jest pewne po spokojnym tygodniu to... kolejny foch.

To jedyna prawidłowość, jaką udało mi się znaleźć zmagając się z tą zołzą od półtora roku. Mimo analitycznego umysłu, pilnowania "rachunków" i wyciągania wniosków z wykresów dobowych.   Mija spokojny, wyrównany cukrowo tydzień i... niespodzianka! Spadki, wzrosty, piony w dół i w górę, zmiany, zmiany, zmiany... I nie ma znaczenia jakość posiłku, czekanie po bolusie bądź nie, wysiłek fizyczny bądź nie. Tak po prostu jest. Na szczęście - mając stały monitoring glikemii Zosi - jestem spokojna, mimo kolejnych fochów naszego "piątego koła u wozu" i cierpliwie dostosowuję się do nowych wymagań zołzy ct1.

Nauczyłam się, że dobrze dobrana baza nie powinna tylko "regulować" cukrów nocnych, ale również "zabezpieczać" góry po posiłkowe - tzn. trzymać je w zakresie 80-180 max oraz eliminować szybkie trendy pionowe. Że czasem - aby naprawić zbyt wysokie góry po posiłku - trzeba zmienić i bazę i przelicznik, oczywiście jeśli cukry nocne "potwierdzają" tę potrzebę.

Aktualnie mamy z Zosią "tydzień focha". Zapotrzebowanie na insulinę po dość długim, stabilnym okresie - zaczęło tak spadać, że pomimo zejścia do bazy 80% A  - na tydzień schodził cały "wagon" mamby i 3-4 puszki słodkiej coli (na tabletki glukozowe biedna Zosia już nie może patrzeć...).

Wczoraj do południa - po dwóch posiłkach cukier powyżej 200 i kiepsko spada - myślę sobie: jak córa wróci baza z powrotem w górę, tymczasem... po powrocie - znów do wieczora mamba i cola w użyciu oraz zatrzymywanie bolusów. Ok. emocji szkolnych nie mogę brać pod uwagę.

Ostatnia noc: po kolacji - po "góreczce" na poziomie 80-90 spadek i zatrzymanie bolusa. Po godzinie - 21:00 - cukier 72. Cola. 22:00 - 75. Zmieniam bazy, dotychczasowe 80% bazy A (na którym jesteśmy od tygodnia) zmieniam na A, standard i B zmniejszam analogicznie. Ustawiam tymczasówkę 80% zmniejszonej bazy A. Po 2 godzinach - cukier 80, a mi zamykają się oczy... Ustawiam na 4 godziny 50% bazy A i idziemy spać. I co? Alarm nie dzwonił do rana. Cukier maksymalnie "musnął" poziom 120 i spadł do... 69 przed śniadaniem. Jeszcze jedna taka noc - i znów trzeba będzie na stałe zejść na 80% bazy A,  a po tygodniu zmienić bazy na stałe.  Zwłaszcza, że dziś góry po posiłkach są łagodne i w zakresie.

I tak w kółko. Foch za fochem. Zupełnie jakbym miała w domu trzy pyskate córki, nie dwie. Życie.

Ale nie nienawidzę tej zołzy. Nie kocham jej też oczywiście, ale im mniej emocji w jej kierunku - tym nasze życie jest spokojniejsze. Jest w końcu częścią życia mojej ukochanej Zosi, będzie jej towarzyszyła już zawsze. Jak moja córka miałaby być szczęśliwa wiedząc, że nienawidzę i nie mogę się pogodzić z częścią jej codzienności. Na szczęście Zosia potrafi już nawet z tej zołzy kpić. Taka sytuacja: Córka mnie przekonuje, że na balu karnawałowym chce być "kościotrupem". Bo cała klasa ubiera się "strasznie", bo koleżanki będą kościotrupami, czarownicami i zombi, itd... Ja na to, że to nie Halloween, że ma taki ładny strój tancerki...  Na to Zosia: mamo proszę, jak będę kościotrupem nie będę miała chorej trzustki! - i śmiech. No i mnie przekonała. Mała słodka mądrala.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz