czwartek, 1 lutego 2018

Jak pokonały mnie... naleśniki z nutellą...

Dzieci mają ferie. Ja odpoczywam dopiero po nich - uroki pracy w szkole w innym województwie - jednak są plusy. Zbliżają się pierwsze od diagnozy dwa tygodnie tylko dla mnie. Ale póki co... Mąż wziął kilka dni wolnego, a kilka dni - dzięki opanowaniu przez Zosię podawania sobie bolusów prostych - dzieci spędzą u babci.

A jak wygląda obiad u babci? Wiadomo. Składa się z ulubionych przysmaków ukochanych wnuczek. Padło na... naleśniki z nutellą. Ok, pomyślałam. Nastawię się na 4 korekty, jakoś to będzie. Niestety, zołza ct1 wystawiła pazurki. Pech chciał, że wkłucie Zosi nie wytrzymało poobiednich wygłupów, akurat po tych naleśnikach... Skutek - cukier 360 i pierwsza korekta z pena. Po godzinie - cukier 442 - druga korekta z pena. W ciągu kolejnej godziny - coś drgnęło, więc jeszcze baza B 200% i dodatkowa korekta już na nowym wkłuciu. W sumie - walka od 16 do 23. O 23:15 nasza głodna słodka zjadła w końcu kolację z cukrem 200 i pion w dół.

Ta sytuacja - dziś wydaje mi się błaha i "zwyczajna", ale wtedy - przy cukrze 442 - mocno wstrząsnęła moim - niby już poukładanym i oswojonym - cukrowym światem. Dopadł mnie kryzys, zwątpienie i łzy. Morze łez. Zosia wypłukiwała cukier insuliną i wodą, całkiem na spokojnie; a ja - łzami bezsilności, cała roztrzęsiona. Ale cukrzyca dziecka uczy powstawania z podniesioną głową.

Choćbyś nie wiem jak był pogodzony z ct1 Twojego dziecka - ona prędzej czy później rzuci Cię na kolana. Ale równie szybko "cukrowa kontrola normalnego życia" każe Ci wstać, otrzepać kolana, otrzeć łzy i zacząć od nowa. Tak po prostu. Z uśmiechem, spokojem i zdrowym dystansem do wybryków tej zołzy.

A Zosia? ... Ostatnio Ania opowiedziała jej o "czerwonym księżycu", wyczytała sporo na ten temat w internecie. Niestety wyczytała również, że przy tej okazji bardziej prawdopodobny jest koniec świata i - zgodnie ze swoją tchórzliwą naturą - wpadła w panikę. Ja na to - że przecież gdyby był w tym choć cień prawdy - siedziałybyśmy teraz w jakiejś kawiarence i jadłybyśmy ogromne lody waniliowe z gorącymi malinami... Reakcja Zosi mnie zadziwiła. Świadczy o zrozumieniu konsekwencji działań wynikających z życia z cukrzycą na co dzień. Moja mała słodka chlapnęła: "Zjadłabym wtedy bardzo dużo słodyczy bez insuliny". A po chwili dodała: "Nie. Jednak nie. Podałabym  insulinę na te słodycze nawet, gdyby jutro miał być koniec świata".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz