Już w pierwszy dzień od swojej diagnozy Dinogluk został odpowiednio wyposażony, dostał glukometr, nakłuwacz, peny, igły, glukagen, a nawet tabletki glukozowe (wszystko oczywiście wykonane ręcznie) i do dnia dzisiejszego - Dinogluk i Zosia zmagają się z cukrzycą razem, mają takie same wzloty i upadki. Słodki opiekun naszej córy jeździ z nią na wszystkie kontrole w poradni diabetologicznej, jak trzeba - leżą razem w szpitalu, nierzadko jest ważony, mierzony, ma sprawdzane ciśnienie lub po prostu zostaje osłuchany. Z racji na swoje gabaryty w samochodzie zajmuje całe jedno miejsce i jest oczywiście przez Zosię przypięty pasami. A w przychodni już nas nie wołają po nazwisku, tylko: "zapraszamy Zosię z ogromnym dinozaurem".
Oczywiście w tym samym czasie oboje zostali wyposażeni w sensory, transmitery oraz pompę insulinową. Pompa została wykonana z pudełka po cukierkach, ale ma prawdziwy dren z prawdziwym wkłuciem umieszczonym na "pośladku" dinozaura, a gdy Dinogluk odbywa wieczorną toaletę - zostaje odpięty od pompy i jak Zosia zabezpieczony specjalnie przeznaczoną do tego celu "zadtyczką".
Przy okazji zmagań Dinogluka z cukrzycą dochodzi do wielu pociesznych sytuacji, np. płakaliśmy z mężem ze śmiechu, gdy pewnego razu usłyszeliśmy jak Zosia z paniką w głosie krzyczy: "tata, szybko pomóż, Dinogluk ma powietrze w drenie i zaraz wybuchnie!" - oczywiście mąż jak najprędzej musiał zaradzić zaistniałej sytuacji.
Dzisiaj - obserwując moje dwie córki - uważam, że obie potrafią czerpać z życia garściami, obie są normalnymi, wesołymi i trochę humorzastymi małymi kobietkami. Zosia ma tak samo dobre, pełne miłości i dziecięcych fantazji i niespodzianek życie, jak Ania. Nie myśli non stop o swojej chorobie, raczej prawie wcale; choć z drugiej strony doskonale rozumie swoją sytuację, traktuje ją jak coś normalnego. Np. gdy otrzyma od kogoś coś słodkiego - przynosi mi i wie, że będzie to miała wliczone do najbliższego posiłku. Fakt, że to WIE sprawia, że w ogóle jej nie przeszkadza, że inne dzieci zjadły to wcześniej. Myślę, że ten proces adaptacji przeszedł tak sprawnie i naturalnie nie tylko dzięki nam, dorosłym. Myślę, że w magicznym dziecięcym świecie Zosi równie duże znaczenie miał fakt, że jej lęki i niepokoje dźwigał na swoich pluszowych barkach diabetyk - przyjaciel Dinogluk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz